dlaczego nikt mnie nie chce

Mamy wobec nich pewne zobowiązania, z których nikt nas nie zwolnił. Właśnie dlatego Prezydent RP Andrzej Duda powierzył misję utworzenia rządu Mateuszowi Morawieckiemu. Dlaczego nikt mnie nie rozumie? Praktycznie w każdej firmie, wśród przyjaciół lub kolegów na pewno jest samotnik, który nie ożenił się, nie znalazł w sobie pary, a jeśli to dziewczyna, to ona nie ma męża, itp. A może uważa, że to bardzo niezręczne, bo jest uczciwy i nie chce dawać ci nadziei? Zauważyłaś, jak cię unika, jak się stara, by zawsze w pobliżu był ktoś jeszcze? Może wasze rozmowy powoli stają się rozmowami „o niczym”, bo ty podświadomie wywołujesz presję. Kobieta deklarująca chęć jak najszybszego wyjścia za mąż jest kobietą mającą wypisane na czole słowa, przed którymi ucieknie każdy mężczyzna: „jestem Twoim koszmarem”. Nie ma to związku z niechęcią mężczyzn do zakładania rodziny. Jednak nikt nie chce czuć się jak uczestnik reality show „Polowanie na męża”. Posty: 6,414. Odp: Czy żaden pracodawca mnie nie chce? Może warto na jakiś czas odstawić tę mękę szukania pracy, a skupić się na sobie, na zbudowaniu pewności siebie. Jest takie powiedzenie, ze tak nas traktują jak im na to pozwalamy. Podobnie jest z wiarą w siebie: tak w nas wierzą jak my sami w siebie wierzymy. Nikt tego nie zauważył przez kilka miesięcy! Zapłacę za każdą usługę, która mi będzie wysyłała smsa, za każdym razem, jak ktoś odpytuje się o moją osobę. Wizyta w urzędzie -> Cyk sms, Policjant coś sprawdza -> sms, komornik weryfikuje -> sms, szpital z drugiego końca kraju pobiera za mnie pieniądze z zus -> sms. perbedaan zaman praaksara dengan zaman sejarah terletak pada. Jeśli jesteś jednym z wymienionych typów – nie chcę Cię znać. Napisałbym na początek, że nie lubię komentatorów, którzy zawsze przy takich wyliczankach znajdują jakieś „ale”. Jakieś wytłumaczenie, wyjaśnienie dlaczego zachowują się jak barany. Jakby mnie to w ogóle interesowało. Do wtajemniczonych pamiętających „kominka” i ukrytą komnatę. Założyłem sekretne konto na insta i twitterze. Chujowe na maksa, jakość i teksty rodem z 2005 roku, ale jak jesteś dziwny, to możesz raz w miesiącu tam zajrzeć. Jak znaleźć namiary na te konta? Ni chuja nie powiem. Przecież już podpowiedziałem. A jeśli nie jesteś wtajemniczony, to weź zacznij czytać tekst i zapomnij co tu przeczytałoś. NIE LUBIMY: 1. Ludzi w kolejkach Czy to supermarkecie czy to na lotnisku – zawsze stanie za tobą baran, który wchodzi ci w dupę za każdym razem, gdy kolejka się przesuwa. 2. Ludzi, którzy na kilka a nawet kilkanaście minut przed przyjazdem pociągu na stację już stoją i tłoczą się w korytarzu. Cholera wie po co. Jeszcze tych od przesiadek rozumiem, bo im się może spieszyć i nie chcą się przeciskać między wchodzącymi i wychodzącymi, ale gdzie tam. Wiocha nie wiocha, przesiadka nie przesiadka – zawsze znajdziesz w każdym wagonie 10 baranów, którzy staną ci na kwadrans przed dojazdem do stacji. I stoją. I stoją. I stoją. 3. Wielbicieli napisów końcowych. Ludzi mających pretensje, że po zakończeniu filmu inni chcą wyjść z kina. I jeszcze tymi zdziwionymi, pogardliwymi gałami patrzą na tych, którzy po prostu chcą wyjść z kina. W dawnych czasach było to uzasadnione, bo po wyjściu z kina nie miałeś za bardzo jak sprawdzić kto brał udział w tworzeniu filmu, ale teraz znacznie wygodniej i dokładniej można się przyjrzeć obsadzie wpisując tytuł filmu w telefonie. 4. Kelnerów domagających się napiwku. Dwa razy miałem do czynienia z takim szczytem bezczelności. Raz, gdy płaciłem kartą i kelner pytając mnie czy życzę sobie dać mu napiwek, kazał wybić przy nim sumę w terminalu. Drugi raz to kilka dni temu w Kołobrzegu, kiedy rachunek za obiad wyniósł 81 zł, położyłem 100, a kelnerka zapytała czy życzę sobie resztę. Kiedy odpowiedziałem, jeszcze kryjąc irytację, że owszem życzę sobie, ona zapytała czy aby na pewno chcę CAŁĄ resztę. Swoją drogą napiwek zostawiam zawsze. 5. Baranów napierających na ciebie w autobusie. Jeszcze nie dojechał autobus na przystanek, a już czujesz, jak baba z tyłu pcha się na ciebie, bo chce wyjść. 6. Sprzedawców zwracających się do mnie po imieniu. Jakiś totalny baran od marketingu wymyślił, że to się klientom podoba. Tak, z pewnością podoba mi się jak ktoś odczytuje moje imię z karty i już czuje się moim kolegą. Lubię ich gasić zwracając uwagę, że po imieniu zwracają się do mnie wyłącznie ludzie, których szanuję albo atrakcyjne kobiety. 7. Ludzi klaszczących po wylądowaniu samolotu. To po prostu wiocha. 8. Ludzi gapiących się do kamer. Najgorzej jak staję przed kamerą i odpowiadam dziennikarzowi na pytania. Zawsze zbiera się wtedy kółko obserwatorów, którzy nawet nie słyszą pytań i odpowiedzi, ale muszą stanąć i popatrzeć. Albo w telewizji bardzo często widać dziennikarzy robiących relacje w terenie. Zawsze mają za sobą jakichś młotków, którzy stoją i gapią się w obiektyw. Jakby chcieli coś dojrzeć jeszcze tak głową ruszają w lewo i prawo, wzrokiem raz w kamerę raz w operatora, w kąciku ust na chwilę uśmiech się pojawi. Sobie wtedy myślę, że wstydziłbym się, gdyby tam stał ktoś z mojej rodziny. 9. Kurierów, którym nie chce się dojechać pod mój dom. A także kurierów zostawiających przesyłki u sąsiadów albo w otwartych skrzynkach pocztowych na klatce. Dzwoni taki baran na komórkę i pyta czy mogę we wskazane miejsce dojechać, aby odebrać od niego przesyłkę, bo on już dziś na mojej dzielnicy nie będzie. Nie dotyczy UPS, DHL, DPD. Oni są zajebiści. 10. Wielbicieli próbek Najbardziej żenujący widok to stadko klasy średniej stojące przy stoiskach z darmowymi próbkami serków, szyneczek, soczków. Mlask, mlask, siorb, siorb. „Mhmm… dobłe, bałdzo dobłe…mogę heszcze?” Zaprawdę powiadam wam -prędzej ożenię się z trzydziechą niż będę z kobietą jadającą sample w supermarketach. Inna żenua to ludzie stojący w kolejce za mną i ich fetysz wjeżdżania koszykami w mój tyłek. Są po prostu muły, które myślą, że jak prędzej przesunę się do przodu, to oni krócej będą stali w kolejce. 11. Ludzi, którzy gapią się na ciebie gdy jesz. Idziesz sobie ulicą, wpierniczasz kebaba i co drugi mijający cię herbatnik wpatruje ci się w żarcie. Głęboko. Patrzy i patrzy. 12. Kelnerów pytających czy życzę sobie „świeżo zmielonego pieprzu”. Czy to taki wielki problem postawić pieprz na stole i nie zawracać ludziom dupy? 13. Zmęczonych staruszek w autobusach Nic, absolutnie nic tak bardzo nie męczy staruszki, jak kilkuminutowa jazda autobusem. Babcia se musi usiąść, bo dopiero w autobusie zdała sobie sprawę jak bardzo zmęczyła się latając przez pół dnia między kościołem a galerią. Stoi nad tobą i się gapi. Oczami każe ci wstać. No to wstaję i blokuję babci drogę do upragnionego siedzenia, czekając aż inna, mniej natarczywa, babcia sobie siądzie. 14. Palaczy. Powinien być ustawowy zakaz wchodzenia do pojazdów komunikacji miejskiej dla osób, które nałogowo palą papierosy. Bo tylko takie osoby nie wiedzą jak bardzo od nich capi i tylko takie osoby nie wiedzą, że buzia pełna miętówek to za mało. 15. Podpitych Ok, przyznaję, że nie mam zbyt wielu okazji na takich trafiać i moje jedyne kontakty z podpitymi dotyczą blogerów, którzy na imprezach lubią sobie łyknąć, a potem lepią się do ciebie i w przypływie odwagi wyznają „szszanujyę ciem badzo ale nie czytam ciee uż. ale niejesteś złyco? nie bądź. szanuje cie chopie”. Chcesz pozbyć się takich ludzi ze swojego otoczenia? Po prostu pokaż im ten tekst i pacz jak pięknie odchodzą. Lub milczą, udając, że to przecież nie o nich. Pierwsza w tym roku solidna obniżka cena na moje książki. Tylko teraz, tylko na JasonHunt Store. Tyle na dziś. Kocham, całuję, tarmoszę. Jesteś w ukrytej komnacie. Widzę, że pamiętałeś gdzie jest. No dobra. Do Insta: do Twittera Oba konta są nieoficjalne. Twitter jest kopią instagrama. Założone w ramach eksperymentu, dla mojej prywatnej satysfakcji i (chwilowej) potrzeby publikowania tego, na co mam ochotę bez myślenia o lajkach, zasięgach i dobrych obyczajach. Wstęp tylko dla zdystansowanych. Jak znasz jakieś fajne laski to je przyprowadź. Ale wiem, że nie znasz. Dlatego nie zachęcam do obserwowania. Informuję o nich, żeby było jasne, że należą do mnie. Rada do spraw COVID-19 zarekomendowała premierowi powrót nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej (NiŚOZ) do POZ. Jej zdaniem obecny system powoduje dziurę w ciągłości udzielania świadczeń Propozycja spotkała się ze zdecydowanym sprzeciwem lekarzy rodzinnych O tym, jak wygląda organizacja NiŚOZ z perspektywy szpitala i dlaczego nikomu z nocnym pacjentem nie po drodze mówi w rozmowie z Rynkiem Zdrowia Krzysztof Zaczek, prezes Szpitala Murcki w Katowicach i wiceprezes Związku Szpitali Powiatowych Województwa Śląskiego - Problemów jest dużo i sprowadzają się do braku rzetelnej wyceny świadczeń, a także zaprzestania oszukiwania się, że wystarczy na dyżurze jeden lekarz, bez specjalizacji, nie musi być pediatry - tłumaczy Prezes szpitala o NiŚOZ: Miała odciążyć izby przyjęć. Trochę tak się stało Zarządza pan szpitalem, który organizuje nocną i świąteczną opiekę zdrowotną. Lekarze rodzinni nie chcą jej powrotu do POZ, a taką propozycję przedstawiła rada do spraw COVID-19 działająca przy premierze. Dlaczego nikt nie chce organizować NiŚOZ? Krzysztof Zaczek, prezes Szpitala Murcki w Katowicach i wiceprezes Związku Szpitali Powiatowych Województwa Śląskiego: Chciałbym przypomnieć, że w momencie wprowadzania sieci szpitali zostaliśmy, mówiąc brzydko, przymuszeni do przejęcia nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej. W założeniu miało to odciążyć szpitalne oddziały ratunkowe (SOR) i izby przyjęć oraz zagwarantować pacjentowi większe bezpieczeństwo. Czy tak się stało? Być może trochę tak. Personel izby przyjęć czy SOR-u dokonuje triagu medycznego. Ocenia, czy pacjent jest w stanie zagrożenia zdrowia lub życia i powinien udać się na SOR, czy powinien zająć się nim lekarz w ramach nocnej i świątecznej pomocy. Oczywiście takie przekierowanie pacjenta absorbuje zasoby izby przyjęć, ale w mniejszym stopniu niż jego zaopatrzenie. Przejęcie przez szpitale NiŚOZ nie zatrzymało natomiast strumienia pacjentów przekierowywanych do nocnej i świątecznej opieki z POZ. Mówię to z pełną świadomością, jako prezes szpitala, który w swoich strukturach posiada także poradnię POZ. Ponadto twórcy poprzedniej reformy założyli, co słyszeliśmy niejednokrotnie z ust przedstawicieli Ministerstwa Zdrowia i NFZ, że nocna i świąteczna opieka zdrowotna zlokalizowana w szpitalu będzie tańsza. Dlatego, że organizując ją można wykorzystać lekarzy, których już zatrudniamy. W żadnym szpitalu, jaki znam, to nie zadziałało. Nikt nie chce nocnej i świątecznej opieki. "Pieniądze są absolutnie niewystarczające" Z czego to wynika? Nie da się pogodzić pracy równocześnie na oddziale czy izbie przyjęć z dyżurem na nocnej i świątecznej opiece zdrowotnej. Nie skieruję na taki dyżur też ortopedy czy ginekologa, choć teoretycznie dyżurować nocą i w święta może każdy lekarz posiadający prawo wykonywania zawodu. Do tego dochodzi problem z pediatrami. Nie ma wymogu, żeby w nocnej i świątecznej opiece zdrowotnej był pediatra, ale rodzice oczekują, żeby to on zbadał ich dziecko. Po drugie – lekarz internista, który mógłby przyjąć małego pacjenta, bo jest to zgodne z wymogami NFZ, nie czuje się na siłach. Nie ma kwalifikacji i kompetencji do tego, żeby leczyć dziecko. Zgodzi się jeszcze przyjąć nastolatka, ale niemowlęcia już nie. Przy takim natężeniu pracy, jakie obserwujemy u nas w szpitalu, nie da się obstawić NiŚOZ jednym lekarzem, ani nawet dwoma. W naszym szpitalu jeden lekarz zabezpiecza opiekę wyjazdową, drugi – opiekę na miejscu, trzecim jest pediatra. Przy czym są takie dni, że w zasadzie przydałby się jeszcze czwarty i piąty lekarz, bo tylu jest pacjentów. Zarządzam szpitalem na Śląsku, na dyżur pediatry przyjeżdżają nie tylko katowiczanie, ale mieszkańcy wszystkich ościennych miast. Biorąc pod uwagę, że jest duży deficyt pediatrów, nie muszę chyba mówić, jak trudno jest obstawić taki dyżur. Środki, które są w tej chwili przeznaczane na nocną i świąteczną opiekę zdrowotną, są absolutnie niewystarczające. Godzinowa stawka lekarza dyżurującego nocą i w święta dawno już przekroczyła sto złotych za godzinę, obecnie raczej zmierza ku 200. Do obsadzenia mamy ponad 500 godzin w miesiącu, nie jednym, ale trzema lekarzami. Do tego dochodzi pielęgniarka, rejestracja, koszty materiałów zużywalnych, wyjazdu do pacjenta, które przy obecnych cenach paliwa stanowią niebagatelną kwestię. Nie dziwi mnie to, że nikt tej nocnej opieki zdrowotnej nie chce. "Problemów jest dużo i sprowadzają się do braku rzetelnej wyceny świadczeń" Wszystko zatem sprowadza się do braku odpowiedniego finansowania. Problemów jest dużo i sprowadzają się do braku rzetelnej wyceny świadczeń, a także zaprzestania oszukiwania się, że wystarczy na dyżurze jeden lekarz, bez specjalizacji, nie musi być pediatry. To są często pobożne życzenia, a realia są zupełnie inne. Są zatem jakieś dobre strony organizowania przez szpital NiŚOZ? Ja widzę dwie. Pierwsza to jest to, o czym już wspomniałem. Pozwala wyeliminować część pacjentów z izby przyjęć czy SOR-u i przekierować ją do nocnej i świątecznej opieki. Przy czym tego pacjenta, który zgłosi się na izbę przyjęć i tak ktoś z personelu medycznego musi obejrzeć. To nie jest tak, że on w ogóle nie angażuje zasobów izby. Kolejnej zalety upatrywałbym w bazie szpitali. Jeśli na NiŚOZ pojawi się pacjent, który wymaga pełniejszej diagnostyki, bo np. ból brzucha okazał się podejrzeniem zawału, to uzyska taką w szpitalu. Oczywiście zachodzi ryzyko, że pacjent będzie to wykorzystywał, bo np. na badanie w poradni specjalistycznej musiałby czekać sześć tygodni, a szpital wykona je od ręki. Niemniej z punktu widzenia bezpieczeństwa pacjenta NiŚOZ zorganizowana w szpitalu ma swoje dobre strony. Szpitale dysponują odpowiednim zapleczem i w sytuacjach tego wymagających, mogą szybciej wykonać diagnostykę. Mają także zaplecze w postaci oddziałów – od interny przez chirurgię, czasem także kardiologię inwazyjną – do tego dobrze zorganizowaną kwestię transportu, gdyby okazało się, że pacjenta trzeba gdzieś przewieźć. Wolałby pan zatem, żeby nocna i świąteczna opieka zdrowotna została w szpitalu czy wróciła do POZ? Oba rozwiązania będą dobre, jeśli pójdą za nimi odpowiednie pieniądze. Jeśli nocna i świąteczna opieka zdrowotna administracyjnie – decyzją ministra czy zmianą ustawową – wróci do POZ-ów, ale nie pójdzie za tym odpowiednie finansowanie, to powtórzy się sytuacja sprzed kilku lat. W praktyce oznacza to, że lekarze dyżurujący w nocy i święta będą wypychać pacjentów na szpitalne izby przyjęć. Z drugiej strony, jeśli NiŚOZ pozostanie w szpitalach, a nie zmieni się finansowanie świadczenia, to będziemy borykać się z pogłębiającym się zadłużaniem szpitali. Musimy przecież wypłacić pensje, zapłacić za leki, media etc. Nie wiem, która z tych opcji byłaby lepsza. Jeśli jednak za świadczeniem miałyby pójść większe pieniądze, to skłaniałbym się ku pozostawieniu nocnej i świątecznej opieki w szpitalach. Choćby dlatego, żeby nie robić pacjentowi kolejnej rewolucji. "Lekarz POZ: mam tu takiego pacjenta, za godzinę będzie u was. Ot, dokonał konsultacji" Jest też drugi pomysł Rady ds. COVID-19. Dotyczy tego, aby koordynację drogi pacjenta w opiece podstawowej prowadził lekarz oddziału chorób wewnętrznych. Miałoby to przynieść oszczędności, w zakresie nakładu pracy w szpitalach, bo jej część zostałaby wykonana w ramach POZ. Czy to pana zdaniem możliwe do zrealizowania? Zwłaszcza, jeśli ciągle mówimy o deficycie lekarzy… Kompletnie nie rozumiem, jak miałoby to działać. Mówimy o koordynacji, ale co ta koordynacja ma dawać? Jeśli przykładowo lekarz stwierdzi, że pacjent wymaga konsultacji hematologicznej, to może wystawić skierowanie, ale nie spowoduje, że hematolog szybciej przyjmie pacjenta. W poradniach obowiązują kolejki. Cytując prof. Jacka Różańskiego, głównego autora stanowiska Rady, podpowiem, że: lekarz z oddziału miałby wspólnie z lekarzem rodzinnym dyskutować ścieżki diagnostyczne, umawiać – jeśli będzie taka konieczność – hospitalizacje, albo doradzać lekarzowi POZ diagnostykę, która może odbyć się w ramach POZ. Obawiam się, że skończyłoby się na rozmowie, w której lekarz POZ mówi: mam tu takiego pacjenta, za godzinę będzie u was na oddziale. Ot, dokonał konsultacji ze specjalistą oddziału… Lekarz koordynujący musiałby pierw poznać historię pacjenta, jego dotychczasowe wyniki badań, następnie zalecić kolejne. Pytanie, kto miałby te badania finansować. Pamiętam, że jeszcze jakiś czas temu miały powstać dwa nowe typy poradni – anestezjologiczne i internistyczne, które w założeniu miały przejąć opiekę nad pacjentem po hospitalizacji. Rzeczywiście mamy dużą grupę pacjentów, którzy cyklicznie wracają na oddziały internistyczne. Są to najczęściej osoby przewlekle chore. Owszem, nadzór nad ich leczeniem mogłaby prowadzić poradnia na trochę wyższym poziomie zaawansowania niż POZ. Takie poradnie jednak musiałyby pierw zaistnieć, mieć finansowanie i specjalistów. Pomysł nie został zrealizowany, bo nie ma na to środków i brakuje lekarzy. Nie wiem kim mielibyśmy obsadzić takie poradnie, tak jak nie wiem, kogo mielibyśmy zrobić koordynatorem opieki nad pacjentem. Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin. Dowiedz się więcej na temat: zapytał(a) o 19:12 Czemu nikt mnie nie chce ? Mam taki problem..W sumie nie jestem jakaś najbrzydsza, ćwicze więc mam ładną figurę, jestem wygadana, uśmiechnięta, miła, szczera, słyszę dużo komplementów na swój temat, ale nie jestem zadufana w sobie a pomimo tego nigdy w związku nie byłam..Ciągle tylko słyszę że nie i nie. Nigdy jeszcze żaden chłopak się o mnie nie starał, jak ja zagaduje czy coś to też tak bez większej chęci ze mną rozmawiają :(Moje wszystkie koleżanki są w związkach od kilku lat i jest mi bardzo przykro kiedy one opowiadają jak to fajnie nie mają :(. Bardzo im zazdroszcze :(Jeśli chodzi o ubiór to nie chodze cała zakryta, ubieram sie w dopasowane rzeczy (ale nie wulgarnie), ponieważ lubię swoją wypracowaną figurę. Kiedyś słyszałam że faceci mogą się mnie bać i dlatego to ja do nich pisałam, zagadywałam ale to nic nie daje :(. Dodam też że mam 21 lat.. :( Odpowiedzi blocked odpowiedział(a) o 19:13 Zapomniałaś dodać, że skromna. qeewer odpowiedział(a) o 22:27 Nie udawaj nikogo, uznaj że ci na tym nie zależy, zresztą jeszcze całe życie przed tobą, nie próbuj odnajdywać miłości na siłę. Ośmielę się przypuszczać że świetnie wyglądasz - więc nie startują do Ciebie chłopacy mniej śmiali. Dlatego warto dawać im sygnały że mają szansę poprzez spojrzenia, uśmiech, zaczepki, flirt, rozmowy. Umawiaj się na randki gdy jakiś chłopak się Tobie podoba i zainteresuje. Mogę ci spróbować pomóc, ale potrzebny mi twój opis siebie. Na przykład twoje hobby itp. Czym się zajmujesz w życiu, gdzie się uczysz lub uczyłaś. No i zdjęcie jakbyś wysłała byłoby fajnie. Wydaje mi się, że myślisz o sobie trochę inaczej niż jest naprawdę. Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub

dlaczego nikt mnie nie chce