coś tu nie gra

System demokratyczny, w którym uczestniczą osoby bez przekonań, jest pusty wewnętrznie i groźny. Obserwowałem go przez lata Kategoria: standard. Data premiery: 10 czerwca 2021. W farsie COŚ TU NIE GRA kandydat na prezydenta przyjeżdża do swojego rodzinnego miasta, aby wygłosić ważne oświadczenie, które ma mu zapewnić zwycięstwo w zbliżających się wyborach. Ebook + książka Coś tu nie gra, Joanna Szarańska. EPUB,MOBI. Wypróbuj 7 dni za darmo lub kup teraz do -50%! Byli zawsze tam, gdzie upamiętniano ważne rocznice, albo kiedy trzeba było dostarczyć trochę rozrywki mieszkańcom. Maszerowali w paradach miejskich, stali pod pomnikami, grali w sali koncertowej. W czasie kiedy ich dyrygent postanowił powalczyć o fotel burmistrza, do orkiestrantów Miejskiej Orkiestry w Wołominie dotarła szokująca wiadomość – po 50 latach działalności nie Dla przypomnienia główne założenia umowy z dnia 10 maja 2017r. podpisane przez byłą dyrekcję szpitala z Konsorcjum Alstal Grupa Budowlana spółka z ograniczoną odpowiedzialnością, spółka komandytowa gwarantowała zakończenie prac w Szpitalu Pomnik Chrztu Polski w Gnieźnie w terminach: etap I do 30 października 2018r. etap II do Jessica Simpson eksponuje SMUKŁĄ TALIĘ na nowym zdjęciu, a zaniepokojeni fani drżą: "Coś tu nie gra! CO SIĘ Z TOBĄ DZIEJE?" (FOTO) 108. Podziel się: 108. Podziel się: perbedaan zaman praaksara dengan zaman sejarah terletak pada. Wiadomość opinie 8 lipca 2022, 16:00 Matchpoint: Tennis Championships miał być realistycznym doświadczeniem gry w tenisa z zaawansowaną fizyką, animacjami i kontrolą nad graczem. Niestety z szumnych zapowiedzi wyszło niewiele. Lubię grać w tenisa, oglądać tenisa w telewizji, a także rozgrywać mecze na wirtualnych kortach w grach tenisowych. Wszystko to naraz sprawia, że zawsze z dużym zainteresowaniem śledzę wszelkie informacje o nowych produkcjach z rakietami i żółtymi piłeczkami w rolach głównych. Rzeczywistość jest jednak dla mnie (i zapewne setek tysięcy innych fanów) bezlitosna. Z pełną odpowiedzialnością mogę rzec, że od 2011 roku i słynnego Top Spina 4 (w którego gram do dziś na PS3) na rynek nie trafiła w zasadzie ani jedna dobra gra o białym sporcie. Mówię w zasadzie, bo wyszło jeszcze świetne Tennis Elbow 2013, ale to dość toporna propozycja indie, do której nie każdy się przekona. W związku z powyższym bardzo się ucieszyłem, gdy usłyszałem o Matchpoincie: Tennis Championships – grze tenisowej, która miała stawiać na realistyczne doświadczenie, niezłą grafikę i dobrą rozgrywkę. Kilka dni temu zasiadłem do testowania tego tytułu i muszę powiedzieć, że rzeczywistość znowu boleśnie dźgnęła mnie w samo serce, bo to nie jest udana produkcja. Jest (źle) jak zwykle Matchpoint: Tennis Championships miał być nową jakością na rynku, tymczasem powiela największe wady wszystkich „dużych” gier tenisowych wydanych w ostatnich latach. W produkcji studia Torus Games już po jednym meczu czuć, że ewidentnie coś jest nie tak ze sterowaniem. W oczy rzuca się tu dziwny, zapożyczony z innych tytułów system celowania podczas uderzeń. Zamiast postawić na klasyczne rozwiązania z serii Top Spin czy nawet Virtua Tennis, twórcy zdecydowali się na najgorszą możliwą opcję – celowanie z wykorzystaniem kulki pojawiającej się na przeciwnej połowie kortu. Pokazuje się ona tuż przed uderzeniem, a kontrola nad nią przypomina bardziej walkę z padem niż próbę uderzenia piłki. Takie rozwiązanie w mojej opinii kompletnie wybija z immersji i powoduje, że bardziej niż na samej grze skupiamy się na siłowaniu z celowniczkiem o zbyt wysokiej czułości. To mniej więcej tak, jakby w FIF-ie przy każdym strzale wyświetlała się Wam kolorowa linia, wskazująca jego trajektorię – bezsens. Drugi problem łączy się z pierwszym – chodzi o samo poruszanie się zawodników po korcie. Nie mogę pojąć, kto pomyślał, że dobrym rozwiązaniem będzie stworzenie tenisowego rail shootera, bo tak właśnie czułem się podczas gry w Matchpointa: Tennis Championships. Żeby dobiec do piłki, wystarczy mniej więcej pójść w jej stronę, a zawodnik sam ustawi się pod odpowiednim kątem. Potem trzeba tylko wcisnąć jeden z czterech przycisków odpowiedzialnych za uderzenie i mozolnie celować, stojąc w miejscu. Przecież to nie ma sensu! Uderzenie piłki w dobrej grze tenisowej powinno być dynamiczne i zajmować ułamki sekund po udanym sprincie w drugi róg kortu. Coś tu nie graPoza kwestią rozgrywki jest niewiele lepiej. Gra posiada kilka trybów zabawy, w tym możliwość zaliczenia kariery zawodnikiem stworzonym od podstaw, moduł szybkiego meczu i wieloosobowy. Nie liczcie jednak na licencjonowane turnieje wielkoszlemowe ani zaawansowane opcje w trybie kariery. A jak mają się kwestie licencji na prawdziwych zawodników? Przeciętnie, bo wśród dostępnych tenisistów i tenisistek znajdują się takie postacie jak Daniił Miedwiediew, Hubert Hurkacz, Nick Kyrgios czy Garbine Muguruza, ale brakuje Novaka Djokovicia, Rafy Nadala, Igi Świątek czy Ons Jabeur. Oprawa graficzna jest nie najgorsza na tle innych produkcji traktujących o tenisie, ale można odnieść wrażenie, że twórcy poszli po linii najmniejszego oporu, bo ani AO Tennis 2, ani Tennis World Tour 2 nie są grami pięknymi, więc dość łatwo je pod tym względem przebić. Kilka słów należy się także bardzo dziwnej fizyce piłki. Raz odbija się od podłoża z zawrotną prędkością po serwisie czy returnie (a może nawet przyspiesza), a kiedy indziej w tej samej sytuacji nagle zwalnia. Nie wiem, czy to celowe działanie twórców, czy może efekt jakichś błędów, ale z pewnością nie pomaga w rozgrywce. Prawdopodobnie jedyną rzeczą, która zaskoczyła mnie pozytywnie, były animacje. Twórcy naprawdę nieźle odwzorowali styl gry poszczególnych tenisistów i tenisistek. Każde z nich ma swój unikatowy repertuar ruchów i uderzeń, a zamachy rakietą wychodzą bardzo płynnie. Wydaje mi się, że to właśnie w tym aspekcie poczyniono największe postępy względem wydanego ponad dekadę temu Top Spina 4. Może być lepiej (ale raczej nie będzie)Matchpoint: Tennis Championships nie imponuje też od strony technicznej, bo jak inaczej nazwać grę, która nie ma synchronizacji pionowej (w wersji na PS5) i obraz co chwilę „rozrywa” się podczas rozgrywki? Na dodatek za zawodnikami ciągną się dziwne smugi wyglądające jak bardzo nietypowa implementacja motion bluru. Po amatorsku potraktowano również spolszczenie gry, bo tworzonej postaci można zmienić np. „fryzurę” spodenek czy koszulki (zapewne chodziło tu o słowo „wzór”). Co więcej, po stworzeniu Igi Świątek w trybie kariery zauważyłem, że w menu głównym jej nazwisko wyświetla się bez polskich znaków, z pytajnikami zastępującymi litery „ś” i „ą”. Wydaje mi się, że powyższe niedoróbki techniczne można bardzo szybko rozwiązać odpowiednim patchem i nikt nie będzie o nich pamiętał za miesiąc czy dwa. Nie sądzę jednak, żeby twórcom udało się spatchować kiepskie sterowanie, dziwną fizykę piłki i zmienić ogólne wrażenie marności rozgrywki w coś pozytywnego. Niestety, Matchpoint: Tennis Championships okazuje się kolejnym rozczarowaniem na liście gier tenisowych, któremu raczej nie warto poświęcać uwagi i czasu. Lepiej sięgnąć po raz tysięczny po starego, poczciwego Top Spina lub pobawić się modami do Tennis Elbow. COŚ MI TU NIE GRAWydarzenia ostatnich miesięcy, jakie obserwowałemna szczytach mundurowej władzy, aletej niewojskowej, rodzą nieodparte i uporczyweprzekonanie, że ta mundurowa wierchuszka ijej zwierzchnicy chcą uczynić wszystko, abyzdeprecjonować powagę tej służby i szacunekdla policyjnego munduru. Jeśli policja, jakohierarchiczna struktura, nie chce poszanowaćsama siebie, to z pewnością pojawią się problemyze społecznym poważaniem. Śmiem twierdzić,że dosyć dobrze znam to środowisko, mam tamnawet sporo przyjaciół. Znam wielu zacnych ioddanych służbie funkcjonariuszy. U nich wielezdarzeń z ostatniego okresu budzi zdumienie,niesmak, a nawet obawę o wizerunek jednej strony minister spraw wewnętrznychpowołuje bez solidnego rozeznania nowegokomendanta głównego policji, który na dzieńdobry popełnia kilka bezmyślnych, ośmieszającychgaf. Odcina się od swego poprzednika, do niedawnazwierzchnika przecież, jak od jakiejś jego gabinet jako wielce kuriozalnezjawisko, niczym cielę gwugłowe, albo koguta ztrzema pazurami. A już sam bidet w jego łazience,jako przejaw bizantyjskiej rozrzutności, jakby tourządzenie było zbytkiem nad zbytkami, chociażw całym cywilizowanym świecie jest traktowanejako coś standardowego. Widocznie nowego panakomendanta nie wpuszczano uprzednio do właściwiewyposażonych mieszkań i sanitariatów wgabinetach. Jednak za szczyt nieodpowiedzialnościtrzeba uznać prezentację specjalistycznych urządzeńelektronicznych w gabinecie tego typu nie są czymś poczytać trochę fachowej literaturyw tym zakresie, bądź popytać kogo trzeba, anie od razu pleść głupoty ku uciesze gawiedzi,a wzbudzaniu politowania i śmiechu u ludzibywałych. Jednak czymś absolutnie niezwykłym,niespotykanym w żadnym kraju, było zachowanienowego komendanta w innej, wręcz bulwersującejsprawie. Przekazał po prostu, zupełnie bezinteresownie,noworoczny prezent dla obcych służbwywiadowczych i nie tylko. Wszyscy mogli nawłasne oczy zobaczyć, jak zabezpieczony jestgabinet najważniejszego policjanta fachowiec od takich zabezpieczeń mógł odrazu rozpoznać, o co w tym interesie chodzi. Teraztrzeba wszystko instalować od nowa, w zupełnienowych dobrze nie rozgościł się w owymgabinecie insp. Maj, a już musiał w niesławieodchodzić, ku rozbawieniu twierdzą, że w policji nie będzie wtym roku maja, tylko dwa kwietnie. Cóż jeszczezdołał zrobić inspektor Maj? Poprowadził balcharytatywny i zwołał na 22 grudnia komendantówwojewódzkich na doroczne spotkanieopłatkowe. Podziękował wszystkim za służbę,pogratulował wyników i wyraził swoje uznanie,aby już za dwa dni skrzyknąć ekspresowo kilkudo zdymisjonowania. Nie wziął pod uwagę, że toczas wigilii i świętowania, że taki pośpiech jestwskazany przy gaszeniu pożaru, pogoni za bandytą,łapaniu pcheł i biegunce. A żaden z tychprzypadków nie występował. To już nie możnabyło odczekać tych kilku dni? Cóż takiego niekorzystnegodla Policji i ludu bożego Najjaśniejszejprzez to stałoby się?Jednym z tak potraktowanych komendantówbył nadinp. Zdzisław Stopczyk z że przyjął to ze spokojem, bez nerwowychodruchów. Miał tylko jedno życzenie – chciałrozstać się z rzeszowską komendą tak, jak określająto stosowne przepisy ustalające policyjnyceremoniał. I komendant główny policji mu tosolennie obiecał. Zatem oczekiwał na uroczystośćze sztandarem w obecności dotychczas podległejmu kadry kierowniczej garnizonu były warte obietnice komendanta, generałStopczyk dowiedział się wkrótce. Obiecanki,cacanki… A jakieś przepisy? A któż z wielkich wresorcie zawracałby sobie głowę takimi duperelami!Trudno dziwić się zniesmaczeniu generałai nie rozumiem zupełnie jednego. Dlaczegoregulaminowy ceremowiał da się z godnością ibez najmniejszych problemów realizować w wojsku,a jest to tak trudne w policji? Przecież to nicnie kosztuje, a jak mobilnie działa na godność ijak łagodzi mundurowe obyczaje!Za tymi wigilijnymi roszadami personalnymiw Policji poszły dalsze, zarówno na szczebluwojewódzkim, jak i niższych. Nie chciałbymkomentować kryteriów dokonywania władza ma prawo stosować własne, bylebyzamykały się one w sferze merytorycznej. Tuchodziło o coś wręcz przeciwnego. I gdzież tuapolityczność w służbach mundurowych?Na gruntownych zmianach kadrowych w Policjinie skończyło się. Poszło dalej. Najzabawniejwyszło to w Biurze Ochrony Rządu. Wymienionotu całe naczalstwo i nie tylko. Wymieniononawet oponę w pancernej limuzynie prezydenta,ale tutaj akurat na starą. W dodatku bezczelniekłamano w tej sprawie po wypadku prezydenckiegosamochodu. Nowe kierownictwo, choćdyletanckie, jest ponoć intencjonalnie kryształowoczyste, a paskudni są poprzednicy. W innychsłużbach nie jest powinno to wszystko niepokoić wobliczu zbliżających się, ogromnych wyzwań,czekających nas w tym roku. Szczyt NATO, aprzede wszystkim Światowe Dni Młodzieży, będąwymagały ogromnego i w pełni profesjonalnegozadbania o bezpieczeństwo. Przecież to prawdziwagratka dla organizacji terrorystycznych. A tuakurat cały system bezpieczeństwa w strukturalneji personalnej przebudowie. Kto w tej sytuacjizagwarantuje, że znowu gdzieś ktoś niekompetentnynie założy przysłowiowej sparciałej opony?Tutaj żarty się skończyły, zaczęły się schody. Obybez tragicznych skutków!Roman Małek Opis Opis Teatr w Lipówce? Tego jeszcze nie grali! Gdy Zojka zabiera się do pisania artykułu o amatorskiej grupie teatralnej, to musi oznaczać kłopoty. Już podczas castingu dochodzi do awantury, a wkrótce potem aktorka obsadzona w głównej roli ulega wypadkowi. Komu zależało na tym, żeby wykluczyć ją z przedstawienia? Zojka postanawia to sprawdzić i zastąpić ją na scenie. Tymczasem aspirant Chochołek bardziej niż śledztwem jest zainteresowany własnym życiem osobistym. By wejść na wyższy poziom związku, musi zostać przedstawiony mamie swojej wybranki. Przyszła teściowa najwyraźniej chce się przekonać, czy policjant sprawdzi się w roli męża. Tylko jak Chochołek ma się jej przypodobać, gdy zachowuje się jak słoń w składzie porcelany? Czy ta komedia może nie skończyć się dramatem? Powyższy opis pochodzi od wydawcy. Dane szczegółowe Dane szczegółowe Tytuł: Coś tu nie gra Seria: Kronika pechowych wypadków Autor: Szarańska Joanna Wydawnictwo: Czwarta Strona Język wydania: polski Język oryginału: polski Liczba stron: 250 Numer wydania: I Data premiery: 2019-02-13 Forma: książka Wymiary produktu [mm]: 38 x 204 x 138 Indeks: 30988705 Recenzje Recenzje Dostawa i płatność Dostawa i płatność Prezentowane dane dotyczą zamówień dostarczanych i sprzedawanych przez empik. Inne z tej serii Inne z tego wydawnictwa Najczęściej kupowane

coś tu nie gra